Pogodzić się ze stratą. „Halka” w Operze Śląskiej w Bytomiu.

Rok Moniuszkowski za pasem, zbliża się 200. rocznica urodzin polskiego kompozytora narodowego, zatem rodzime teatry operowe wprost prześcigają się w wystawianiu jego dzieł. Czasem jest to odświeżanie rzadkich, niemal zapomnianych oper, jak w przypadku Opery Krakowskiej i koncertowego wykonania „Beaty”. Innym razem stawia się na klasykę i najsłynniejsze kompozycje w artystycznym dorobku Stanisława Moniuszki. Taką koncepcję obrała Opera Śląska w Bytomiu, inaugurując sezon artystyczny 2018/2019 wznowieniem „Halki” w reżyserii Marka Weissa-Grzesińskiego z 2005 roku.

W czym tkwi fenomen tej w gruncie rzeczy prostej historii o porzuconej dziewczynie, która z powodu nieodwzajemnionej miłości popada w obłęd? Czy operowa publiczność aż tak upodobała sobie ckliwe melodramaty? „Halka”, nazywana przez niektórych polską „Madamą Butterfly” ze względu na swoistą powtarzalność losów bohaterki, zachwyca przede wszystkim od strony muzycznej. Partie chóralne, począwszy od otwierającego pierwszy akt poloneza „Niechaj żyje para młoda”, poprzez charakterystycznego mazura, arię Halki „Gdyby rannym słonkiem” z drugiego aktu, słynną liryczną dumkę Jontka „Szumią jodły”, czy recitativ Halki „Ha, dzieciątko mi umiera!” z cavatiną „O mój maleńki, któż do trumienki” w finalnym akcie, nadają tej skomponowanej w latach 1846-47 operze status arcydzieła.

Inscenizacja Marka Weissa, w kontraście do historycznego i geograficznego miejsca akcji opery, które raczej nie sposób znacznie modyfikować unikając rozbieżności z librettem, wydaje się nieco kontrowersyjna. Owszem, mamy solistów, chór i balet w strojach szlacheckich (kontusze, żupany, etc.) oraz tradycyjnych góralskich strojach ludowych. Z założenia mieli oni wyróżniać się na neutralnym, symbolicznym tle. W praktyce jednak, scenografia autorstwa Borisa Kudlicki i Marcelego Sławińskiego prezentuje się bardziej prowizorycznie, niż symbolicznie. Wszechobecna biel ścian, proste metalowe rusztowanie, zarys szczytów górskich uformowany z szeregu drobnych, zielonych żarówek, ściana z pionowych desek i czarno-białe, powtarzające się podczas solowych arii Halki wizualizacje multimedialne o przygnębiającej, symbolicznej treści. To jedyna sceneria, w jakiej rozgrywają się sceniczne dramaty i jest zdecydowanie zbyt oszczędna by w wiarygodny sposób poruszyć wyobraznię i serce widza. Uwagę przykuwa jedynie wizualizacja z płonącą powoli, nagą lalką, co niewątpliwie nawiązuje do odarcia głównej bohaterki z niewinności i godności. Niepotrzebnie jednak motyw ten wyświetlany jest więcej niż raz.

Również nie wszystkie zabiegi reżyserskie są logiczne i zrozumiałe. Rewelacyjnie wypada scena zrękowin Janusza i Zofii, gdzie chór i soliści posadzeni są za ogromnym stołem i wyglądają niczym żywy, ruchomy i śpiewający obraz, jaki mógłby wyjść nawet spod pędzla samego Matejki. Pózniej jest różnie. Duety Halki i Janusza wypadają raczej wiarygodnie, natomiast scena, w której panicz na stronie przyznaje się do skrzywdzenia dziewczyny została wyreżyserowana w taki sposób, jakby publicznie przyznawał się do swojego występku. Co może być bardzo mylące dla mniej wyedukowanego operowo widza. Dziwnie wygląda również moment gdy Halka śpiewa o umierającym dzieciątku, a Jontek owo dziecię po prostu przyprowadza, o jego własnych siłach. Ostatecznie scena ta broni się tylko gdy założymy, że stan agonalny dziecka to jedynie urojenie głównej bohaterki. Jednak wówczas postać Halki nie wzbudzałaby należytego współczucia po akcie samobójczym. Ów akt samobójczy natomiast, to po prostu skok z metalowego rusztowania w nieokreśloną przestrzeń, co przywodzi na myśl bardziej skojarzenia okrętowe, niż tatrzańskie. Niewątpliwie urzeka jednak balet, chociażby w widowiskowym mazurze.

Spośród solistów wyróżnia się przede wszystkim Jolanta Wagner, kreująca postać Halki. To od początku do końca niezwykle emocjonalne wykonanie. Pełne ekspresji, zarówno w śpiewie, jak i każdym geście, a przede wszystkim spojrzeniu. Warto było zasiąść w bliższych rzędach, by móc podziwiać lęk, iskrę nadziei, dziewczęcą naiwność, zagubienie, rozpacz i tęsknotę w oczach solistki. Jolanta Wagner w wiarygodny sposób sportretowała skrzywdzoną, nieszczęśliwą, nadwrażliwą kobietę, która poprzez szereg intensywnych, gwałtownych emocji odnajduje drogę do ostatecznego pogodzenia się ze stratą jedynego mężczyzny, jakiego była w stanie pokochać. Po finalnej scenie zrozumienia, że jedynym remedium na jej złamane serce jest śmierć, pozostawia widza w stanie wzruszenia i zadumy.
Z partnerujących jej panów, wokalnie i aktorsko bardzo korzystnie wypada Adam Wozniak, w czym nie przeszkodziła nawet przemelodramatyzowana reżyseria. Jego Janusz jest dumny, dostojny, a zarazem emocjonalnie rozdarty i słaby. Jontek zaś, ukazany jest jako mężczyzna pełen pasji, namiętności, góralskiego temperamentu i czasami wręcz agresji. Nieustannie jednak towarzyszy mu niemoc w sprawach miłosnych, co ostatecznie pozostawia go w stanie rezygnacji i żalu. Nie jest to wymarzona partia dla tenora Macieja Komandery, który zdecydowanie lepiej wypada w kreacjach operetkowych. Na uwagę zasługuje natomiast Zbigniew Wunsch w niewielkiej partii Dziemby, mocny bas z nienaganną dykcją i artykulacją.

Orkiestrę Opery Śląskiej poprowadził angielski dyrygent Stephen Ellery. To wielki miłośnik twórczości Stanisława Moniuszki i dyrektor Polskiej Opery w Londynie. Tę miłość do polskiego kompozytora i wielkie zaangażowanie dyrygenta słychać było w każdym dzwięku. Co jest jednym z największych atutów spektaklu.

Inscenizacja Marka Weissa, pomimo niedostatków wizualnych, ma swoisty urok. Eksponuje solistów i relacje jakie zachodzą między bohaterami. Pozwala skupić się na stricte dramatycznej i muzycznej warstwie dzieła. I nie ulega wątpliwości, że jak Polska długa i szeroka, „Halka” wzrusza i będzie wzruszała kolejne pokolenia widzów. Ukazując dwoistość ludzkiej natury i ponadczasowy tragizm odrzucenia miłości niewinnej, czystej i szczerej.

 

Konferencja prasowa w Operze Krakowskiej z okazji inauguracji sezonu artystycznego 2018/2019 – fotorelacja.

Kolejny sezon artystyczny w Operze Krakowskiej rozpocznie koncertowe wykonanie ostatniej opery skomponowanej przez Stanisława Moniuszkę – „Beata”. O tym szczególnym wydarzeniu, a także innych planach na sezon 2018/2019, opowiadali uczestnicy konferencji prasowej: dyrektor Bogusław Nowak, dyrygent Tomasz Tokarczyk, odtwórczyni partii tytułowej w operze „Beata”, Katarzyna Oleś-Blacha (sopran) oraz Beata Ciechanowska – kierownik Działu Marketingu i Organizacji Widowni.

Inauguracja sezonu w Operze Krakowskiej zapowiedziana jest na 16 września 2018 roku. W ramach obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, odświeżane są dzieła polskich kompozytorów. Tak będzie również w Krakowie. Rok 2019 jest także Rokiem Moniuszkowskim, w którym przypada 200 rocznica urodzin kompozytora.

„Beata” to jednoaktówka, opera komiczna, nazwana przez samego autora „operetką” z racji lekkiej i zabawnej fabuły. Jest to osobliwa satyra na postrzeganie samego siebie, jak również o tym, jaką rolę w indywidualnej samoocenie odgrywa presja społeczeństwa. Libretto napisał Jan Chęciński, który współpracował z Moniuszką także przy „Strasznym dworze”, „Parii”, czy „Verbum nobile”. W tytułową partię wcieli się Katarzyna Oleś-Blacha, zaś na scenie towarzyszyć jej będą: Łukasz Załęski (Max), Janusz Ratajczak (Hans), Paula Maciołek (Dorota), Wanda Franek (Urszula), Monika Korybalska (Agata), Mariusz Godlewski (Henryk Volsey), Wojciech Śmiłek (Sir Arthur Pepperton) oraz Adam Szerszeń (Maurycy). Kierownictwo muzyczne objął Tomasz Tokarczyk.

Równocześnie z próbami do koncertu, trwają nagrania studyjne tego jakże rzadko wystawianego, praktycznie zapomnianego dziś dzieła Moniuszki. Płyta ma pojawić się na rynku na początku 2019 roku.

Dyrekcja i artyści Opery Krakowskiej opowiadali także o kolejnych planach na sezon artystyczny 2018/2019. Wśród nich jest premiera opery Ignacego Paderewskiego „Manru” (listopad 2018), wznowienie „Eugeniusza Oniegina” Czajkowskiego w reżyserii Michała Znanieckiego z Mariuszem Kwietniem w partii tytułowej (grudzień 2018), a także koncerty jubileuszowe oraz świąteczno-noworoczne. Zapowiedziano również udział artystów Opery Krakowskiej w Festiwalu im. Adama Didura w Sanoku (29 września 2018, koncert pt. „Strauss, Kalman, Offenbach, Zeller – Mistrzowie Operetki”) oraz wznowienie spektaklu „Szukając Króla” w reżyserii Michała Znanieckiego, powstałego w oparciu o „Króla Leara” Williama Shakespeare’a.