Odrobina horroru, szczypta groteski, zwieńczona goryczą i okraszona confetti. – „Gianni Schicchi” i „Pajace” w Operze Krakowskiej

Tak można opisać nowy projekt Opera Krakowska. Dwa spektakle operowe dwóch różnych kompozytorów, tak odmienne muzycznie, w tak niepodobnych do siebie klimatach… Reżyser Włodzimierz Nurkowski podjął się bardzo odważnego przedsięwzięcia. Po raz pierwszy w historii polskiej sceny operowej, jednego wieczoru, publiczność mogła obejrzeć, a przede wszystkim usłyszeć „Gianniego Schicchi” Pucciniego oraz „Pajace” Leoncavallo.

W pierwszej odsłonie mamy ponury dom z zakamarkami, kryjącymi niecne sekrety, a w nim – rodzinkę jak z horroru z przymrużeniem oka. Aż chciałoby się powiedzieć, istna rodzina Addamsów. Przerysowani do granic absurdu bohaterowie, każdy we własnym niepowtarzalnym charakterze, zarówno wizualnym, jak i aktorskim. Żądni pieniędzy, niemal dosłownie tańczący na trumnie, poruszający się chwilami niczym zombie, wyciągający chciwie rękę po spadek. I nagle, wchodzi Gianni Schicchi, cały na biało! Jego córka Lauretta zresztą też. Jasnym jest fakt, że powinni od początku do końca kontrastować z pełną paskudnych cech, trupio wyglądającą rodzinką Donatich. Zgrabnie poprowadzona intryga, dużo czarnego humoru, szereg przezabawnych zabiegów reżyserskich, tworzą spektakl apetyczny i całkowicie absorbujący. To powiew świeżości na scenie Opery Krakowskiej, czegoś takiego tu dotychczas nie było. Wielkie brawa dla reżysera za pomysł i umiejętne wykorzystanie go.

Wśród solistów, niewątpliwie wyróżnia się Leszek Skrla jako tytułowy Gianni. Nie tylko pięknie śpiewa, ale potrafi też rozbawić, nie tracąc przy tym klasy i elegancji. W partii Zity zarówno Olga Maroszek jak i Małgorzata Ratajczak zasługują na uwagę, ich bohaterki podobne są tylko pozornie, wizualnie. Każda z nich kreuje na scenie odrębną, charakterną postać. Podobnie jest z pozostałymi członkami rodziny Donatich. Polecam obejrzeć obie obsady. Marzyłam jedynie o bardziej wyrazistej postaci Lauretty, bo jednak trudno wyrzucić z pamięci ideał arii „O mio babbino caro” jaki wyśpiewała Aleksandra Kurzak.

Czarna komedia kończy się happy endem i następuje diametralna zmiana nastroju, a także scenerii. Rozpoczynające się ponurym, wzruszającym monologiem Tonia „Pajace” (w tej partii też rewelacyjny Leszek Skrla) wprowadzają w świat cyrku, ulicznych kuglarzy, akrobatów i… chorobliwej zazdrości. Która, jak to często w operze bywa, prowadzi do tragedii. Canio – Tomasz Kuk w bardzo emocjonalnej kreacji przewrażliwionego, zakompleksionego człowieka, który tylko pozornie uchodzi za silnego i jego występna żona-marzycielka (Iwona Socha jako Nedda, zdecydowanie lepiej wypada jako bohaterka tragiczna niż komiczna), para od początku do końca skazana na porażkę. Przewidywalny jest ich los, nie zaskakuje też inscenizacja, tym razem bardzo konwencjonalna. Uliczny cyrk, mnóstwo kolorów, akrobacji, w epoce przypominającej dwudziestolecie międzywojenne, sądząc po strojach chórzystów. Publiczność raczej otrzymała dokładnie to, czego oczekiwała od „Pajaców”. Zabrakło tu elementu zaskoczenia, aczkolwiek w tak skonkretyzowaną fabułę trudno byłoby go wprowadzić. Jest za to przepięknie zaśpiewana słynna aria Cania, monolog który każdy wielbiciel opery słyszał w wykonaniach najsłynniejszych tenorów świata. Tomasz Kuk, głosowo, w niczym im nie ustępuje. Wzruszenie i zachwyt gwarantowane.

Co łączy oba spektakle? Niewiele, oprócz powtarzających się elementów scenograficznych, ścian budynków, które w obu historiach znalazły inne zastosowanie. Oraz, co najważniejsze, w dzień premiery Leszek Skrla zaśpiewał dwie główne partie, dwóch zupełnie różnych postaci. Co niewątpliwie czyni go bohaterem wieczoru i zasługuje na najwyższe uznanie.

Opera Krakowska w ostatnich latach przeżywała wzloty i upadki, jednakże „Gianni Schicchi” i „Pajace” w reżyserii Włodzimierza Nurkowskiego to widowisko na które warto się wybrać. Moje serce skradł zwłaszcza Gianni – czarnego humoru jest w operze jak na lekarstwo, a założę się, że nie tylko ja mam do niego ogromną słabość.
Jest to bez wątpienia krok na przód Opery Krakowskiej a także odwiedzającej ją publiczności. Która otrzymuje to upragnione i z dawna wyczekiwane „coś więcej”.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s