Tyrania nieoswojona. „Turandot” w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku.

„Nie trzeba być Komnatą – aby w nas straszyło / Lub nawiedzonym domem / Nie ma wnętrz straszniejszych niż mózgu / Korytarze kryjome.” (Emily Dickinson, Wiersz 670.)
Słowa poetki są wręcz idealną charakterystyką osoby borykającej się z własnymi wewnętrznymi demonami. Demonami, które przejęły nad nią kontrolę i niszczą otaczający ją świat. Tak złożoną osobowością jest Turandot, tytułowa bohaterka ostatniej opery Giacomo Pucciniego. Gdy Marek Weiss-Grzesiński podjął się wyreżyserowania dzieła na scenie Opery Podlaskiej, postanowił skoncentrować je właśnie na warstwie psychologicznej, poszukując odpowiedzi na pytanie, co sprawiło, że piękna chińska księżniczka stała się krwawym tyranem i kim tak naprawdę jest Turandot. Czy mu się to udało?

Puccini nie dokończył dzieła, nad którym pracował cztery lata, począwszy od 1920 roku. Talent i zapał kompozytora przegrały wyścig z czasem, gdy bolesna choroba pchnęła go w ramiona jego ostatniej kochanki – śmierci. Zapewniał, że brakowało mu zaledwie dwudziestu dni by ukończyć partyturę. Ostatni fragment, jaki wydał na świat jego geniusz, to przejmująca aria Liu, będąca, dosłownie i w przenośni, lamentem konającego człowieka. Na tej właśnie scenie Marek Weiss postanowił zakończyć akcję spektaklu, rezygnując z finału dopisanego przez Franco Alfano według szkiców Pucciniego. Po raz pierwszy w Polsce zaprezentowano operę w jej pierwotnej postaci.

Od momentu podniesienia kurtyny mamy do czynienia z dziwną, antyutopijną wizją świata współczesnego. Pekin, gdzie według pierwowzoru rozgrywa się akcja opery, zastąpiła surowa scenografia, tonąca we mgle. Wśród kostiumów bohaterów, zamiast przepychu charakterystycznego dla cesarskiego dworu, dominuje prostota. Do tego stopnia, że można odnieść wrażenie oglądania wersji „semi stage”, nie zaś pełnowymiarowego spektaklu.
Wizualny minimalizm ma jednak niewątpliwą zaletę: eksponuje monumentalne piękno muzyki Pucciniego, czyniąc z niej pierwszoplanowego bohatera. Dzięki dynamice, z jaką poprowadził orkiestrę maestro Grzegorz Berniak oraz chórowi, będącemu jednym z najlepszych operowych chórów w Polsce. Akustyka sali pozwala cieszyć się każdym dzwiękiem bez względu na odległość od sceny, co w polskich teatrach operowych jest niestety rzadkością. Muzyka wraz z chórem jest tu zatem siłą napędową, motorem akcji, w której rozgrywa się niebezpieczna historia miłosna.

Protagonista Kalaf (Rafał Bartmiński) snuje się niczym w półsennym letargu, nie wiadomo czy zaślepiony fascynacją Turandot, czy też daremnie usiłujący ukryć swój lęk przed nią. Ich wzajemna interakcja w scenie zagadek jest beznamiętna i zdystansowana. W postawie solisty nie widać trawiącej Kalafa niczym płomień, miłosnej obsesji. Ministrowie, usiłujący na wszelkie możliwe sposoby odwieść go od szalonego pomysłu zdobycia księżniczki, krążą wokół niego, jakby starali się wybudzić lunatyka ze snu. Najbardziej ekspresyjną postacią jest tu zdecydowanie Timur, niewidomy ojciec Kalafa – w tej partii znakomity bas Grzegorz Szostak. Solista, istny kameleon na scenie, potrafi wzruszać do łez, wcielając się w okaleczonego starca, który ledwo odzyskawszy syna, może utracić go ponownie. Jego przejmujący, błagalny głos zapada w pamięć, choć jego partia jest przecież niewielka. Timurowi towarzyszy zakochana w Kalafie niewolnica, Liu – Katarzyna Trylnik. Solistka pięknie oddała na scenie kruchość i delikatność bohaterki, silnej duchem dzięki miłości, z powodzeniem odnajdując się w tej jakże wymagającej partii sopranowej.

Największą zagadką jest sama Turandot. Kobieta kochana i nienawidzona przez swoich poddanych, wysyłająca na śmierć każdego mężczyznę, starającego się o jej rękę. Postać została rozpisana na dwie wykonawczynie by pokazać jej złożoność. Mamy więc sopranistkę (posągowa Ewa Vesin o imponującej sile głosu, właściwej dla królewskiego autorytetu), dorosłą kobietę, wyniosłą, niedostępną i niewzruszoną, oraz towarzyszącą jej cały czas milczącą aktorkę. Jest nią mała dziewczynka, zagubiona, pełna lęku, miotająca się po scenie w istnej panice, gdy Kalafowi udaje się rozwiązać trzecią z zagadek, za które stawką jest ręka księżniczki. Dziewczynka może uosabiać tłumione przez główną bohaterkę emocje. Czy też jest to spersonifikowana czystość i niewinność, tak pilnie strzeżona przez Turandot? Interpretacja może być wieloraka. Dziecko jest prawdziwą twarzą, którą Turandot stara się ukryć pod maską bezwzględnego tyrana. Niczym ptak, usiłujący wydostać się z klatki desperacko machając skrzydłami. Ten interesujący zabieg reżyserski wzmaga ciekawość, co też się stanie, czy dziewczynka i dorosła kobieta połączą się w czynie i geście i uwolnią od traumy dzięki miłości Kalafa, czy też Turandot już do końca będzie ukrywać i chronić swoje rzeczywiste, wrażliwe oblicze?

Odpowiedzi jednak nie uzyskujemy. Gdy wierna Liu po scenie tortur i arii „Tu che di gel sei cinta” odbiera sobie życie, dorosła księżniczka odchodzi. Przy martwej niewolnicy przyklękuje wprawdzie jej dziecięce alter ego, dołączając do pogrążonych w żałobnym żalu Kalafa i Timura. Jednak scena ta jest bardzo statyczna i pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi. W momencie, gdy opada kurtyna, cała historia urywa się, gaśnie, tak jak zgasła ostatnia iskra życia Pucciniego. Nie ukrywam, iż oczekiwałam elementu zaskoczenia, pointy, która w niebanalny sposób tłumaczyłaby, czemu akcję opery wieńczy ten, a nie inny moment. Wytłumaczenia dodatkowego, poza śmiercią kompozytora. Publiczność pozostaje jednak z niedosytem.

W białostockiej „Turandot” tyrania nie zostaje oswojona. Mężny Kalaf nie podbija serca bezwzględnej księżniczki inteligencją i miłością. Nie kruszy lodu jej serca. W zamian, mamy śmierć Liu pełną goryczy i dziwne, nieme rozstanie pary głównych bohaterów. Przyciąga natomiast muzyka, która dobrze wykonana potrafi zawładnąć sercem i umysłem. A do całej historii każdy może dopisać własne zakończenie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s